Leżą opony, czarne kołnierze Przy drodze z Kóz do Lipnika. I tworzą taką krzywą wieżę Wyrastającą z trawnika. Smukła jak skóra węża Pirelli Leży na innych oponach. Siadały na mnie piękne modelki W samochodowych salonach. A potem wziął mnie znany polityk Do swojego Jaguara, Zamach się udał, bo bardzo przytył I często bywał w barach. Leżą opony, czarne kołnierze Przy drodze z Kóz do Lipnika. I tworzą taką krzywą wieżę Wyrastającą z trawnika. Zmieszana z błotem leży na dole Z kawałkiem słomy w bieżniku. Jo żem, co ranek jeździła w pole, W największym we wsi ciągniku. Wy mi gadacie o wielkim świecie I o blokadach na drogach, Jo jom raz była we powiecie, I żem wjechała w hot doga. Leżą opony, czarne kołnierze Przy drodze z Kóz do Lipnika. I tworzą taką krzywą wieżę Wyrastającą z trawnika. Leżą bliźniaki niby, tak bliskie, A obce jak zmierzch i poranek. Wiecznie złączone stalowy uściskiem, Felgi zdezelowanej. Leżą opony, czarne kołnierze Przy drodze z Kóz do Lipnika. I tworzą taką krzywą wieżę Wyrastającą z trawnika. Leżą opony, czarne kołnierze Przy drodze z Kóz do Lipnika. I tworzą taką krzywą wieżę Wyrastającą z trawnika, Wyrastającą z trawnika.