Przychodzili wieczorami Rozmawiali godzinami Wódkę pili. Przeklinali i bluźnili O muzykę się kłócili Dzielni byli. Wielcy piękni i bogaci Kopiowali ich piraci Zero strachu A szalone małolaty wyrywały autografy Bez obciachu. Koledzy mojego taty i ja To przecież odległe światy są dwa Lecz wyznać muszę nieśmiało Że chyba mi się udało. W pamięci bowiem zostało Z tych rozmów prawdy niemało A takiej dzisiaj, dzisiaj brak. A takiej dzisiaj, dzisiaj brak. Na mój upór nie ma rady Idę w ich na piasku ślady No i kropka. I nie myślę o tym prawie Że mnie może w tej zabawie Klapa spotkać. Dobre rady w kieszeń wzięłam I wypływam na ocean Małą łódką. Licząc, że sztormową nocą Jednak przyjdą mi z pomocą Po cichutku. Dzieciaki naszych kolegów i my Daleko na drugim brzegu lecz gdy Zachodzi taka potrzeba Że dziecko zechce zaśpiewać To zawsze może polegać Na starych taty kolegach Bo idą w to jak w dym. Dzieciaki naszych kolegów i my Daleko na drugim brzegu lecz gdy Zachodzi taka potrzeba Że dziecko zechce zaśpiewać To zawsze może polegać Na starych taty kolegach Bo idą w to jak w dym. Bo idą w to jak w dym. Bo idą w to jak w dym.