Znowu zasnąć dziś nie mogę ani rusz, Do poduszki ktoś kamieni mi nasypał. I pod okno znów podjechał Wielki Wóz, Czy pojadę nim, a skądże tam, do licha. Tak by chciało się pogadać, ale z kim? Z samą sobą też dogadać się tak trudno. A człowieka, który obok mnie tu śpi, Nie obudzę, musi w pracy być na siódmą. Nocny dyżur mój o siódmej się zaczyna, Znów zostanie tylko krótkie popołudnie By być razem, by się kochać, napić wina, To za mało, to za trudne. Chyba zbiera się na pełnię w taką noc, Gdy twój oddech wciąż miarowy jest i cichy. Może dzisiaj rano wreszcie powiem dość, Ale przytul się, bo znowu śpisz odkryty. A tym czasem w okno znów zagląda świt, I zdążyłam już wygładzić kształt kamieni W tej poduszce, którą dzielisz ze mną ty, W noc bezsenną, tu na ziemi. Znam te drogi przez układy planetarne, Chmury, bzdury i marzenia w nieskończoność. Trzeba znaleźć, tu na ziemi swoją prawdę, Nawet gorzką, nawet słoną. A tym czasem w okno znów zagląda świt, I zdążyłam już wygładzić kształt kamieni W tej poduszce, którą dzielisz ze mną ty, W noc bezsenną, tu na ziemi. Znam te drogi przez układy planetarne, Chmury, bzdury i marzenia w nieskończoność. Trzeba znaleźć, tu na ziemi swoją prawdę, Nawet gorzką, nawet słoną.