Jest takie miejsce na suficie, Gdzie czasem widać rzeczy sedno. Wystarczy długo się wpatrywać Wtedy, gdy jest ci wszystko jedno. Gdy coraz mniej rozumiesz z tego, Co w życiu nam się zdarza. Czas wydziera dnie i noce, Jak kartki z kalendarza. Co z tą nadzieją, czemu wciąż Jak zimne ognie gaśnie? Czemu tak smutno wokół mnie, Choć się spełniają baśnie? Co, co z tą nadzieją, Co z nadzieją? Bóg coraz bardziej roztargniony, Pewnie za dużo ma na głowie, A gdy na wysokościach zamęt, Czy spać spokojnie może człowiek? Gdy ciemno, budzą się demony, Bezczelnie włażą wszędzie. A że się mnożą bez umiaru, To jeszcze ciemniej będzie. Co z tym rozumem, czemu śpi, Gdy tak potrzebny właśnie? Czemu tak głupio wokół mnie, Choć się spełniają baśnie? Co, co z tym rozumem, Co z rozumem? Mój anioł stróż się właśnie zdrzemnął, Ma przerwę w pracy aż do świtu. By jakoś przetrwać noc bezsenną, Czytam: "Nieznośną lekkość bytu". Nade mną niebo wciąż gwiaździste, A we mnie mgła zwątpienia. Gapię się w sufit, choć wiem dobrze, To nie najlepszy punkt widzenia. Co z tą nadzieją, czemu wciąż Jak zimne ognie gaśnie? Czemu tak smutno wokół mnie, Choć się spełniają baśnie? Co, co z tą nadzieją, Co z nadzieją? Co z tą nadzieją, Co z tą nadzieją, co?