Szłam ulicą wieczorem, Niosłam bułkę i pasztet, Przed wystawą stanęłam, A on z boku tak nadszedł. Nawet długo specjalnie To mi się nie przyglądał, Tylko z miejsca powiedział: Gioconda. Czy wyglądam jak Gioconda? Nie wyglądam? Ale on tak do mnie mówił Cały czas. Noc dokoła była czarna, A on wzniósł mnie na ten Parnas, Tak wysoko, tak wysoko, Aż do gwiazd. Poszedł ze mną do domu, Zjadł kawałek pasztetu, Jak to dobrze, powiedział, Że uciekłaś z portretu. Całą ziemię bym oddał, Wszystkie morza i lądy Za ten uśmiech, za uśmiech Giocondy. Czy wyglądam jak Gioconda? Nie wyglądam? Nigdy w życiu nie słyszałam Takich słów. A on tulił i całował I powtarzał wciąż te słowa, Że zostałam tą Giocondą Z jego snów. On był taki subtelny, Lubił kaczki i kury, Więc robiłam dla niego Różne martwe natury. Stałam z rondlem przy kuchni, A on patrzył w ten rondel, Ale we mnie wciąż widział Giocondę. Czy wyglądam jak Gioconda? Nie wyglądam? Ten Da Vinci ją uwiecznił W innym tle. Miała ręce jak aksamit, Bo nie stała nad garnkami I nie prała brudnych koszul W proszku E. Ja mam pokój u ciotki, Moja ciotka to jędza. Ona o nim mówiła: Leonardo bez pędzla. Ciebie jeszcze przez niego Będą włóczyć po sądach, I nie będziesz już taka Gioconda. Czy wyglądam jak Gioconda? Nie wyglądam? Ale ja się uśmiechałam Cały czas. On nie musiał mnie malować, Wystarczyły jego słowa, Tamte słowa Wyszeptane pierwszy raz. On chciał tworzyć i nie mógł, Nie miał u mnie warunków. Poszedł w plener na wiosnę Gdzieś w nieznanym kierunku. Ale przedtem, do kiosku Skoczył ze mną na rondo I pocztówkę mi kupił Z Giocondą. Czy wyglądam jak Gioconda? Nie wyglądam? Od tej pory już minęło Tyle dni. Kazał mi się zawsze czesać Z tym przedziałkiem, w ten Renesans. A Renesans to po nocach mi się śni. Nie wyglądam jak Gioconda, Nie wyglądam, I nie ważne, że nie dla mnie Tamten Luwr. Patrzę na was uśmiechnięta, A te słowa wciąż pamiętam I już nigdy nie chcę słyszeć Innych słów.