Łod poniedziałku aż do niedzieli, Życie nos równo troskami dzieli. Jedyn się martwi ło swo robota, Drugi, że dziura zrobiył w galotach. Kto stracił bajtlik z cołką wypłatą, Komuś porwali trich z nową szmatą. Tyn chycił pana na autobanie, Tamtyn do wojska dostoł wezwanie. Do góry gowa, gowa do góry, To nic, że nieroz wlecisz do dziury. Gowa do góry, do góry gowa, Bylebyś wylozł na swoich nogach. Bo tylo struś swój łeb w piosku chowa, Gowa do góry, do góry gowa. Czy piykne słońce, czy czorne chmury, Do góry gowa, gowa do góry. Do góry gowa, gowa do góry, To nic, że nieroz wlecisz do dziury. Gowa do góry, do góry gowa, Bylebyś wylozł na swoich nogach. Tymu lodówka przestała mrozić, Tamtymu piwko zaczyło szkodzić. Żona złomała kromflek na schodach, Jemu w ausgusie niy leci woda. I tak bez końca idzie fandzolić, Nad swoim losym dursik biadolić. A trza pamiyntać starzy i młodzi, Że zawżdy zawsze może być gorzyj. Do góry gowa, gowa do góry, To nic, że nieroz wlecisz do dziury. Gowa do góry, do góry gowa, Bylebyś wylozł na swoich nogach. Bo tylo struś swój łeb w piosku chowa, Gowa do góry, do góry gowa. Czy piykne słońce, czy czorne chmury, Do góry gowa, gowa do góry. Do góry gowa, gowa do góry, To nic, że nieroz wlecisz do dziury. Gowa do góry, do góry gowa, Bylebyś wylozł na swoich nogach.