Codziennie wstaję, choć nie mam ochoty, Muszę się ubrać i iść do roboty. Lato czy zima, słońce czy mróz, Ja muszę wstać by zarobić na ZUS. Nie, nie, nie, nienawidzę tej roboty, Byle tylko do soboty, łou, łou, łoo... Nic mi się nie chce, Już słuchać wolę naszą Rutowicz Jolę. Nie, nie, nie, nienawidzę tej roboty, Byle tylko do soboty, łou, łou, łoo... Nic mi się nie chce, Już słuchać wolę naszą Rutowicz Jolę. łou, łou, łoo... Nie jestem przecież na posyłki chłopakiem, Nie muszę stać w Irlandii nad zmywakiem. Już chyba lepiej mają zdecydowanie Na wojnie chłopaki w Afganistanie. Nie, nie, nie, nienawidzę tej roboty, Byle tylko do soboty, łou, łou, łoo... Nic mi się nie chce, Już słuchać wolę naszą Rutowicz Jolę. Nie, nie, nie, nienawidzę tej roboty, Byle tylko do soboty, łou, łou, łoo... Nic mi się nie chce, Już słuchać wolę naszą Rutowicz Jolę. łou, łou, łoo... Wtem nagle zjawia się Szef niespodziewanie I mówi, że podwyżkę dostanę. Nie jest on sknerą i dobrze zapłaci, Będę zarabiał jak adwokaci. Tak, tak, tak, jak ja kocham tę robotę, Mogę nawet chodzić na piechotę, łou, łou, łoo... Włączam TV i widzę Jolę, Jaka dżaga ja pier... Tak, tak, tak, jak ja kocham tę robotę, Mogę nawet chodzić na piechotę, łou, łou, łoo... Włączam TV i widzę Jolę, Jaka dżaga ja pier... łou, łou, łoo...