Gdy ujrzała go, był maj, Pachniały bzy, W twarz uderzył wiatr, Stanęły w oczach łzy. On uśmiechnął się, podniósł dłoń, Spojrzeniem przywołał ją, Do siebie. Ujęła jego dłoń, Ścisnęła mocno. Gdzieś w oddali ptak, Wzniósł pieśń radosną. Czy to wiosny czar, Czy miłosny żar sprawiły to, że ona Robbie Loe d´Amour, Bo umi. Robbie Loe d´Amour, Bo lubi to. Robbie Loe d´Amour, Jakie to piękne jest, że ona Robbie Loe d´Amour, Bo umi. Robbie Loe d´Amour, Bo lubi to. Robbie Loe d´Amour, A wokół kwitną bzy. Ciepłem swoich warg, Ogrzała go całego, On palce w jej włosy wplótł I spojrzał w niebo. W welurze jego ud, Znalazła schronienie swe i radość. Przed końcem drogi tej Nie czuł już lęku wcale, Cytować zaczął więc Goethego w oryginale. Po chwili białym bzem Udekorował włosy jej, bo ona Robbie Loe d´Amour, Bo umi. Robbie Loe d´Amour, Bo lubi to. Robbie Loe d´Amour, Jakie to piękne jest, że ona Robbie Loe d´Amour, Bo umi. Robbie Loe d´Amour, Bo lubi to. Robbie Loe d´Amour, A wokół kwitną bzy. Robbie Loe d´Amour, Bo umi. Robbie Loe d´Amour, Bo lubi to. Robbie Loe d´Amour, Jakie to piękne jest, że ona Robbie Loe d´Amour, Bo umi. Robbie Loe d´Amour, Bo lubi to. Robbie Loe d´Amour, A wokół kwitną bzy.