Ksiądz proboszcz już się zbliża, Już puka do mych drzwi, Pobiegnę go przywitać, W mym ręku wino drży. O szczęście niepojętne, Ksiądz sam odwiedza mnie. Sąsiedzie, wspomóż rentą, Bym mógł pokazać się. W spiżarni trzymam koniak, W lodówce wódki dwie, Pobiegnę po kieliszki, Ksiądz lubi napić się. O szczęście niepojętne, Ksiądz wypił flaszki dwie, Sprowadzę go po schodach, Bo sam wywróci się. Ksiądz wziął do ręki kredę, Napisał K plus M plus B, Na dole ministranci, Już niecierpliwią się. Otwieram drzwi Toyoty, Ksiądz proboszcz chwali mnie, W swej Nysce policjanci Życzliwie śmieją się. Ksiądz ruszył z piskiem opon, Nie zdążył uciec kot, Zahaczył światłem o słupek I wyrżnął bokiem w płot. Ach płaczą parafianie, Co widzieli wypadek ten. Toyota dużo kosztuje, Znów trzeba dać na mszę. Na na, na na, na na, na, Na na, na na, na na, Na na, na na na, na na, na, Na na, na na, na na. Na na, na na, na na, na, Na na, na na, na na, Na na, na na, na na, na, Na na, na na, na na.