Ona jedna dostrzegała W durnym świecie tym jakiś ład. Własną piersią dokarmiała, Oczy mlekiem zalewała. Wychowała, jak umiała, A gdy wyjrzał już człek na świat, Wziął swój los w ręce dwie I nie w głowie mu było, że: Nie ma, jak u mamy, Ciepły piec, cichy kąt... Nie ma, jak u mamy, Kto nie wierzy, robi błąd. Nie ma, jak u mamy, Cichy kąt, ciepły piec... Nie ma, jak u mamy, Kto nie wierzy, jego rzecz! A tymczasem człeka trawił, Spać nie dawał mu taki mus, Żeby sadłem się nie dławić, Lecz choć trochę świat poprawić. Nieraz w trakcie tej zabawy Świeży na łbie zabolał guz. Człowiek jadł z okien kit, Lecz zanucić mu było wstyd: Nie ma, jak u mamy, Ciepły piec, cichy kąt... Nie ma, jak u mamy, Kto nie wierzy, robi błąd. Nie ma, jak u mamy, Cichy kąt, ciepły piec... Nie ma, jak u mamy, Kto nie wierzy, jego rzecz! Te porywy, te zapały, Jak świat światem się kończą tak, Że się wrabia człek pomału W ciepłą żonę, stół z kryształem I ze szczęścia ogłupiały Nie obejrzysz się nawet, jak W becie już ktoś się drze, Komu nawet nie w głowie, że: Nie ma, jak u mamy, Ciepły piec, cichy kąt... Nie ma, jak u mamy, Kto nie wierzy, robi błąd. Nie ma, jak u mamy, Cichy kąt, ciepły piec... Nie ma, jak u mamy, Kto nie wierzy, jego rzecz!