Pucujesz gablotę Od rana w niedzielę, Żeby się, co tydzień Pokazać w kościele, A wystarczy jedna Nieuważna chwila, Żeby ta gablota Kierowcę zmieniła. To ja złodziej, to ja złodziej Ja pędzę przed siebie W twoim samochodzie. Żuję twoją gumę, Słucham twoich płyt, A twoja świadomość, Określa mój byt. Dwieście na godzinę, Glina w radar pluje, Już mnie nie dogoni, Nawet nie próbuje. Jak znajdę swój koniec Na przydrożnym drzewie, Zostawię Ci auto Na parkingu w niebie. To ja złodziej, to ja złodziej Ja pędzę przed siebie W twoim samochodzie. Żuję twoją gumę, Słucham twoich płyt, A twoja świadomość, Określa mój byt. Diabeł mi szykuje Kocioł pełen smoły, Bo ty byłeś smutny, Kiedy ja wesoły. Przypali mi boki Diabelskim palnikiem, Bo mu też zwinęli Całkiem nową brykę. To ja złodziej, to ja złodziej Ja pędzę przed siebie W twoim samochodzie. Żuję twoją gumę, Słucham twoich płyt, A twoja świadomość, Określa mój byt. To ja złodziej, to ja złodziej Pogiąłem zderzaki W twoim samochodzie, A jak mi się znudzi Ta twoja gablota, Puszczę ją do ludzi, Będzie po kłopotach.