Samotna, w wieży zamknięta, Z głodu przestała już jeść, Między udami, gdzie kiedyś wiatr hulał, Rozciąga się pajęcza sieć. Minęło dokładnie lat pięćdziesiąt parę, A może nawet i mniej I choć się niewielu starało, To żaden nie uwolnił jej. Wierzy głęboko, że zobaczy w wieży Tego, o którym wciąż śni. Wie, że się rzuci na niego jak zwierzę, Gdy ten przerwie pajęczą nić. Dziwne stękanie się nagle rozlega, Czyżby to ktoś wspinał się? Przez okno księżniczka dostrzega, Konia co rży, czy tam rżnie. To był koń na białym rycerzu, Na białym rycerzu był koń. To był koń na białym rycerzu, Na białym rycerzu był koń. To był koń na białym rycerzu, Na białym rycerzu był koń. To był koń na białym rycerzu, Na białym rycerzu był koń. To był koń na białym rycerzu, Na białym rycerzu był koń. To był koń na białym rycerzu, Na białym rycerzu był koń. To był koń na białym rycerzu, Na białym rycerzu był koń. To był koń na białym rycerzu, Na białym rycerzu był koń. To był koń na białym rycerzu, Na białym rycerzu był koń. To był koń na białym rycerzu, Na białym rycerzu był koń. To był koń na białym rycerzu, Na białym rycerzu był koń. To był koń na białym rycerzu, Na białym rycerzu był koń.