Piąta rano, zabawa skończona różowieje już niebo na wschodzie Jakim słowem, przywita mnie żona bardziej święta, niż proboszcz dobrodziej Głowa ciężka, leciutkie kieszenie i w łazience unika się lustra bo najtrudniej z obitym sumieniem razem z sobą doczekać do jutra A jutro znów idziemy na całość za to wszystko co się dawno nie udało za dziewczyny które kiedyś nas nie chciały za marzenia które w chmurach się rozwiały za kolegów których jeszcze paru nam zostało A jutro znów pójdziemy na całość miasto będzie patrzeć twarzą oniemiałą bo kto widział żeby z nocą się nie liczyć na dwa głosy nagle śpiewać na ulicy że w tym życiu to nam jakoś życia ciągle mało ciągle mało Tak mijają miesiące i kraje coraz mądrzej gadają dokoła a my starym złączeni zwyczajem nasze wojny toczymy przy stołach A nad ranem gdy boje skończone wstaje słońce jak zwykle z ochotą w błogi spokój otulą nas żony i pozwolą zwyczajnie odpocząć Bo jutro znów idziemy na całość za to wszystko co się dawno nie udało za dziewczyny które kiedyś nas nie chciały za marzenia które w chmurach się rozwiały za kolegów których jeszcze paru nam zostało Bo jutro znów pójdziemy na całość miasto będzie patrzeć twarzą oniemiałą bo kto widział żeby z nocą się nie liczyć na dwa głosy nagle śpiewać na ulicy że w tym życiu to nam jakoś życia ciągle mało ciągle mało Ooo... mało ciągle mało mało, mało, Ooo... mało mało