Na kominku ogień płonie syczy sykiem smolnych szczap. Przy kominku grzeje dłonie odrażający drab. Dobry Boże trap się trap, odrażający drab. Dłonią grzeję dubeltówkę, wezmę wyjdę i buch, buch! Pozamieniam na gotówkę obywateli dwóch. Weźmie wyjdzie i buch, buch obywateli dwóch. (Buch!) W palenisku ich zakopię pójdę w karczmie sączyć dzban. Ułożyłeś sobie chłopie nie do przyjęcia plan. Tu dwa trupy a tu dzban nie do przyjęcia plan. (Proszę?) Jak wysączę dzban to jeszcze "Rym" karczmarza dzbanem w łeb. Karczmarzową zaś popieszczę łasą na pieszczot lep. Jego pustym dzbanem w łeb a ja na pieszczot lep. (A co?) Ale zdradzi mnie kominek, bo mych ofiar dusze dwu. Przez płonącą tam sośninę zasyczą: psst.. To tu. Sykną dusze ofiar dwu: pst to tu, pst to tu. Syk usłyszy ten, co trzeba, co na draba oko ma. I za aprobatą nieba wykopie trupy dwa. Co na draba oko ma. Wykopie trupy dwa. (O rany!) Od tej chwili już do stryczka bliziuteńko jak przez sień. Drabie nie tkwij w złych nawyczkach i póki czas się zmień. Dynda, dynda stryczka cień, więc póki czas się zmień. (Chwileczkę...) [O!]