Minął sierpień, minął wrzesień, Znów październik i ta jesień Rozpostarła melancholii mglisty woal. Nie żałuję letnich dzionków, Róż, poziomek i skowronków, Lecz jednego, jedynego jest mi żal. Addio pomidory, addio ulubione. Słoneczka zachodzące Za mój zimowy stół. Nadchodzą znów wieczory Sałatki niejedzonej, Tęsknoty dojmującej I łzy przełkniętej wpół. To cóż że jeść ja będę zupy i tomaty. Gdy pomnę wciąż wasz świeży miąższ... W te witaminy przebogaty... Addio pomidory, addio utracone. Przez długie, złe miesiące Wasz zapach będę czuł. Owszem była i dziewczyna I miłości pajęczyna, Co oplotła drżący dwu kwiat naszych ciał. Porwał dziewczę zdrady poryw I zabrała pomidory, Te ostatnie com schowane przed nią miał. Addio pomidory, addio ulubione. Słoneczka zachodzące Za mój zimowy stół. Nadchodzą znów wieczory Sałatki niejedzonej, Tęsknoty dojmującej I łzy przełkniętej wpół. To cóż że jeść ja będę zupy i tomaty. Gdy pomnę wciąż wasz świeży miąższ... W te witaminy przebogaty... Addio pomidory, addio utracone. Przez długie, złe miesiące Wasz zapach będę czuł.