Gwiazdę ci dam, od deszczu mokrą, Co w trawę spadła. Pojedźmy tam, za snu widnokrąg, Na dno zwierciadła. Jeszcze dalej, jeszcze dalej, Przez noc karetą, W cztery zielone konie, Ale nie pytaj gdzie to. To taka prawda nieprawdziwa, Która się kłamstwem nie nazywa. Ten kto jej nie zna, Od żadnej jawy się nie dowie, Jak świecą gwiazdy spod mych powiek, Choć noc bezgwiezdna. To taka prawda nieprawdziwa, Która się kłamstwem nie nazywa, Stworzona przez nas. Barwą zachodu cię napoję, Jak starym winem. Będziemy pili je oboje, W czarną godzinę. Zielone konie nas poniosą, nocą szeroką, A ty zaufaj im jak lasom, Nie pytaj:, „dokąd?”. To taka prawda nieprawdziwa, Która się kłamstwem nie nazywa. Ten kto jej nie zna, Od żadnej jawy się nie dowie, Jak świecą gwiazdy spod mych powiek, Choć noc bezgwiezdna. To taka prawda nieprawdziwa, Która się kłamstwem nie nazywa, Stworzona przez nas. Choćby odeszły od nas nawet Dwa nasze cienie. Będziemy szli przez ptaków wrzawę I gwiazd milczenie. We wszystkie cztery świata strony, We dwoje wszędzie. Jaw nieprawdziwych i zmyślonych, W sennej legendzie. To taka prawda nieprawdziwa, Która się kłamstwem nie nazywa. Ten kto jej nie zna, Od żadnej jawy się nie dowie, Jak świecą gwiazdy spod mych powiek, Choć noc bezgwiezdna. To taka prawda nieprawdziwa, Która się kłamstwem nie nazywa, Stworzona przez nas. Stworzona przez nas.