Noc gaszę świecą, Tańczący w jej blasku cień, Kolejna kawa, Nie mogę spać, Radio coś bredzi, Wychodzę... Sam nie wiem gdzie. Skłębione chmury, Skrywają poświatę gwiazd. W zepsutej rynnie chlupocze deszcz, Ostatni tramwaj, Płynący pośród światła lamp. Jak ćma, jak wielka ćma... W półcieniu bramy, jak wczoraj, Dostrzegam ją, Jak zwykle sama, Ubrana w mrok, Sylwetka w deszczu, Kontur wtopiony w noc. Jak ćma, jak cicha ćma... Wzlatujemy miękko w noc, Wciąż samotni, samotni w ciąż, Cicho jak ćmy, jak na wietrze liść. Roztańczone w szarej mgle, Pośród cieni sylwetki dwie, Zwiewne jak mgła, jak cichy szept. Noc tonie w deszczu, Płaczące korony drzew, Horyzont z trudem dźwiga czerń, Można tak chodzić, Można tak mażyć aż po kres. W półcieniu bramy, Ostrożny, pośpeszny szept, Pójdziemy razem poprzez mgłę, Tramwaj już czeka, Popłyniemy w nim przez deszcz. Jak ćmy, lekko jak ćmy... Wzlatujemy miękko w noc, Wciąż samotni, samotni w ciąż, Cicho jak ćmy, jak na wietrze liść. Roztańczone w szarej mgle, Pośród cieni sylwetki dwie, Zwiewne jak mgła, jak cichy szept. Dotykiem czułym jak kot, Ufny, bezpieczny mrok, Nieśmiało podaję klucz, Do twoich ust. Wzlatujemy miękko w noc, Wciąż samotni, samotni w ciąż, Cicho jak ćmy, jak na wietrze liść. Roztańczone w szarej mgle, Pośród cieni sylwetki dwie, Zwiewne jak mgła, jak cichy szept. Jak ćma, jak cicha ćma...