Księżyc od snu zarumieniony, Wydobył z czerni grzebień gór. Chwilę na grani stał zmęczony, Nim pożeglował w stronę chmur. Tam się wysrebrzył by żlebami Na granatowy spłynąć las I śnieg roztańczył się iskrami, Aż wpół oddechu, zamarł czas. Patrzyło na to wielu, Niewielu zobaczyło, Bo żeby dojrzeć cuda, Trzeba mieć w sobie, miłość. Bo żeby dostrzec piękno I umieć się nim wzruszać, Pięć zmysłów to za mało, Do tego, trzeba duszę. Właśnie przed chwilą wyszli z kina, By wtopić się wśród miejski gwar. Zwyczajni chłopak i dziewczyna, Tylko był od nich taki żar; Że tłum przechodniów, auta, domy Zniknęły w purpurowej mgle, A oni stali z dłonią w dłoni, Niezwykle ładni, na tym tle. Patrzyło na to wielu, Niewielu zobaczyło, Bo żeby dojrzeć cuda, Trzeba mieć w sobie, miłość. Trzeba mieć w sobie, miłość. Bo żeby dostrzec piękno I umieć się nim wzruszać, Pięć zmysłów to za mało, Do tego, trzeba duszę. Patrzyło na to wielu, Nie wielu zobaczyło, Bo żeby dojrzeć cuda, Trzeba mieć w sobie, miłość. Trzeba mieć w sobie, miłość. Bo żeby dostrzec piękno I umieć się nim wzruszyć, Pięć zmysłów to za mało, Do tego, do tego trzeba duszy.