Czuję się tak Jak ostatni żywy człowiek. Na mym niebie płonie Neon zamiast gwiazd. Siostra whisky nie pomaga Skleić powiek, a za oknem Obcy widok, cudzy świat. Co dzień rano Mówię sobie wstając z łóżka; W obiecanej ziemi Wreszcie mogę żyć, Tylko, czemu od łez Mokra jest poduszka? Tylko rdza codziennie Liże moje sny. Góry w letnie południe, Raz zobaczyć i umrzeć, Jedna prośba, jeden duszy dług. One są jak muzyka, Która żyje, nie znika, Żyje we mnie słyszę wciąż jej puls. Od Doliny Białego, Od małego, cichego Ciągle słyszę jak wołają: Wróć! Przypnę skrzydła pod jesień, Niech mnie halny poniesie, Moje serce należy do gór. Może jutro przyjdzie list, Zza wielkiej wody, Będzie pachniał tak Jak od Orawy wiatr I na chwilę w tamtą stronę Zwrócę głowę, Wrócą twarze, miejsca, Ludzie, jasny czas. Góry w letnie południe, Raz zobaczyć i umrzeć, Jedna prośba, jeden duszy dług. One są jak muzyka, Która żyje, nie znika, Żyje we mnie słyszę wciąż jej puls. Od Doliny Białego, Od małego, cichego Ciągle słyszę, jak wołają: Wróć! Przypnę skrzydła pod jesień, Niech mnie halny poniesie, Moje serce należy do gór. Przypnę skrzydła pod jesień, Niech mnie halny poniesie, Moje serce należy do gór.