W biały dzień, podszedł do mnie gość. Szara twarz, pospolita dość, W oczy zajrzał mi beznamiętnie, rzekł; Dałbyś coś, strasznie chce się jeść, Może toczy mnie HIV, ale jeść się chce. Nie mogę się jeszcze przyzwyczaić, Do obrazków, które z kina znam. W głowie gdzieś nie mogę się przestawić, Że to jest już całkiem inny kraj. W biały dzień, słyszę kuli gwizd, Drugi strzał, w niebo leci krzyk. Chodnik barwi krew, lecą tafle szkła, Jak we śnie, z okna spada płaszcz, Nie wiem, czy mogła mieć, siedemnaście lat. Nie mogę się jeszcze przyzwyczaić, Do obrazków, które z kina znam. W głowie gdzieś nie mogę się przestawić, Że to jest już całkiem inny kraj. Nie mogę się jeszcze przyzwyczaić, Do obrazków, które z kina znam. W głowie gdzieś nie mogę się przestawić, Że to jest już całkiem inny kraj.