Żył sam pod lasem ciekawość budząc, Żył sam jak palec, szeptali ludzie, Kim on jest? I skąd się wziął. Miał psa przy sobie, żonę w Chicago, Córki do miasta wygnała moda I został sam, dom, pies i on. Przy niedzieli dobre słowo Mruknął na dzień dobry ktoś, A on milcząc kiwał głową, dziwny gość… Z listonoszem się nie postał, Z dziećmi w kucanego grał. Stary krzyż przy drodze podparł, Gdy się chylił z dnia na dzień. Tak jakby mdlał. Wiosną z ptakami wychodził w pole I tak od rana aż do wieczora, Pies i on, dom, pies i on. Zimą zamykał świat swój na skobel, Czasem gajowy skinął na zdrowie. Żyli wciąż dom, pies i on. Nie zabrakło na wsi plotek Ktoś go nawet swatać chciał, Bo w potrzebie biedną wdowę Trosze wsparł. Dajcie spokój dobrzy ludzie, Bo nie wiecie o nim nic. Każdy chciałby czasem uciec, Innym życiem zacząć żyć, ze sobą żyć. Gdy rozejrzysz się dokładnie, Gdy usłyszysz, dziwny gość Zawsze się pod ręką znajdzie, taki ktoś. Gdy rozejrzysz się uważnie To zobaczysz może jak, Ktoś w pobliżu jest naprawdę Z samotnością za pan brat. Od wielu lat…