Choć nie znam piosenki tej słów, Wciąż nucę ją przez cały dzień... Zasypiam i wstaję i znów... I znów za mną chodzi, jak cień. Na miasto wyjść, jedna rada, A tu, jak na złość, pada deszcz, Więc proszę go, żeby nie padał: Nie padaj! chcę uciec stąd gdzieś... Na to mi powiada deszcz: Padam, padam, padam, Padać muszę, czy chcę, czy też nie... Padam, padam, padam, Na trzy pas kropelkami we mgle. Padam, padam, padam, Ty się nie złość, ja winę swą znam, Ale cóż ja poradzę, jak przestać mam? Padam, padam, padam. Paryski Gavroche, to cały poemat Tak miły, że wprost milszego już nie ma, Niewielki ma wzrost, Lecz jak tu nie kochać takiego smyka? Paryski Gavroche, przyjaciel, gdy zechce, Raz anioł, raz czart, ma oczy niebieskie, Zaśpiewa za grosz, Więc jak tu, powiedzcie, nie kochać go? Ledwie odrósł od ziemi, Gniewnie lśni mu wzrok, Kiedy jakiś poeta "Mój mały" zawoła go... Paryski Gavroche, to cały poemat. Tak miły, że wprost milszego już nie ma, Zaśpiewa za grosz, Więc jak tu, powiedzcie, nie kochać go? To śpiewa Paryż, Tam właśnie mieszka piosenka ta, Poprzez bulwary Płynie radośnie co dnia. Niebo paryskie Dało jej lekkość i wdzięk i czar. Wszystkim jest bliska, Sama unosi się w dal. Montmartre, Pigalle, Boulogne, Już wszyscy nucą ją: Mały Gavroche i starszy pan I sam pan Yves Montand. Sous le ciel de Paris Les oiseaux du Bon Dieu, hum hum Viennent du monde Entier pour bavarder entre eux... A Sekwana rozśpiewana Mija Louvr i Touilleri. I szczęśliwie roześmiana, Coś radośnie szepce mi. Modrą falą każdy most podmywa, W mgle otulić się chce. Od Paryża żal odpływać, Jak mnie z tobą rozstać się? A Sekwana rozśpiewana Mija Louvr i Touilleri I szczęśliwie roześmiana Coś radośnie szepce mi. Milordzie, chodź pan tu, Czyżbyś nie lubił pań? Oto królestwo me, Nie będziesz płacił zań, Byś się, jak w domu czuł, A ja zaśpiewam ci, Że ty, milordzie mój, Znów szansę dajesz mi... Milordzie, spójrz, to ja! Choć jeszcze nie znasz mnie, Milordzie, czy to łza? Ty płaczesz, czy ja śnię?