Przychodziłeś co dzień, Grałeś w szachy z moim bratem, Potrafiłeś godzinami z nim grać Nie widząc mnie. Przychodziłeś, co dzień, W naszym domu wisiał twój płaszcz, Nie mówiłeś nic, że kochasz mnie, Milczałam też, dlaczego milczeliśmy tak? A teraz za późno jest już, nie znaliśmy słów, Przepadła gdzieś nam ta miłość ze szkolnych lat, Pamiętam z wakacji staw, żabą mnie straszyłeś. Teraz aż tyle znam słów, za późno jest już, Za późno jest już, za późno do tamtych dni, Ty do mnie nie możesz przyjść. Dokąd chodzisz, co dzień? W czyim domu wisi twój szary płaszcz? Czy ty jeszcze lubisz w szachy grać? Ciekawi mnie, dokąd chodzisz, co dzień? Komu dajesz swoją wierną twarz? Gdzie, kochany, teraz możesz być? Czy wszystko masz? A może zacząłeś już tyć?! Teraz za późno jest już, nie znaliśmy słów, Przepadła gdzieś nam ta miłość ze szkolnych ław, Pamiętam zielony staw, żabą mnie straszyłeś. Teraz tyle znam słów, za późno jest już, Za późno jest już, za późno do tamtych lat, Choć został w zeszycie kwiat. Za późno jest już, nie znaliśmy słów, Przepadła gdzieś nam ta miłość ze szkolnych ław, Choć został w zeszycie kwiat.