Żył był Iwan młode dziecię, I pojęcia wy nie macie, Co wymyślił, nie zgadniecie. Postanowił w piaskownicy, Że Iwanem on nie będzie, W dniu dzisiejszym, na ulicy, Niechaj Johnem zwą go wszędzie. Młoda dziatwa się zdziwiła, Że ich Iwan zdrajca taki, Z piaskownicy wypędziła, Śląc mu razy i kopniaki. Gdy się żalił ojcu cicho, Siedząc smutny na kolanach, W ojca nagle wlazło licho, Chwycił pas i zlał Iwana. Matka również go zdzieliła, Mokrą ścierką poprzez głowę, I z rozpaczy aż zawyła, No poco ci to imię nowe?! Lecz on uparł się nieboże, Że on Johnem pozostanie, Nic tu bicie nie pomoże, Nie, największe nawet lanie. Kiedy na nim w szkole z rana, Te siniaki zobaczono, O odpowiedź, więc Iwana: Kto Cię pobił?, poproszono. Oglądany z każdej strony, Tak im odrzekł na pytanie: Jam nie Iwan, jam jest Johnny, A pobili mnie Rosjanie. Czas by autor morał spłodził, Morał prosty niechaj będzie, Kto Iwanem się urodził, Ten Iwanem będzie wszędzie. Czas by autor morał spłodził, Morał prosty niechaj będzie, Kto Iwanem się urodził, Ten Iwanem będzie wszędzie.