Spotkałem wczoraj Piotra we śnie, W Rynku po kabarecie, Miał obok siebie gwiazdy dwie: Ankę Szałapak i Becię. Gdy zapytałem, dokąd w noc Idzie kompania cała, Odpowiedzieli, jeden krok, Na Bracką do Turnaua. Ledwie minęło parę chwil I już stukamy w bramę, Grzesiek szykuje wódkę i Siada za fortepianem. Piotr opowiadać zaczął tak, Że migotały słowa, Po brodzie mu płynęła łza Czterdziestoprocentowa. Zegar zadzwonił, jak to w snach Zachłysnął się kurantem, I wtem Wójcicki stanął w drzwiach Z fasonem i belcantem. Wręczył Piotrowi bukiet róż Zaśpiewał: czas się zbierać, Taksówki podstawione już Do Maszyc do Preisnera. A u Zbyszka, jak zawsze u Zbyszka, Jego żona cichutka jak myszka, Psów czereda i pełno w kieliszkach, I nijaki nie grozi nam głód. Tu muzyka się snuje po kątach, I Terenia po gościach posprząta, I za oknem zieleni się łąka, I nie jeden wydarzy się cud. Piotr z powagą obejrzał obrazy, Chyba przy tym się trochę rozmarzył, Bo miał uśmiech anielski na twarzy Bez obrazów wszak trudno jest żyć. Potem jakby się na nas pogniewał, Nagle stwierdził, że żegnać się trzeba, Że ma drogi kawałek do nieba, A przed świtem powinien tam być. Spotkałem wczoraj Piotra we śnie, W Rynku po kabarecie, Bo najważniejsze prawdy dwie Zaśnijcie a znajdziecie.