Kołyszą się liście na wietrze, Już latem pachnie powietrze, Spadają ze wszystkich łachy, Trzeszczą z gorąca dachy. Chyba wyjadę nad morze, Swe ciało na słońcu położę, I wtopię się w rożen zbiorowy, Popatrzę na negliż plażowy. Plaża, plaża, plaża obnaża, Słońce zapas zimowy wysmaża. Nóg smukłych cały las I tylko nie ma nas... Na plażę! Na plażę już czas! A może wyskoczę na Kubę Z tęsknoty za demoludem? Opróżnię portfel do zera, Pogłaszczę brodę Fidela? Tymczasem sprzedaję oscypki, Bo muszę zarobić na slipki. Wieczorem uczęszczam na dżudo, Bo dobrze wyglądać jest chudo. Plaża, plaża, plaża obnaża, Słońce zapas zimowy wysmaża. Nóg smukłych cały las I tylko nie ma nas... Na plażę! Na plażę już czas! Już kręcą się lody kręcone I skwierczą mintaje smażone, Żar z nieba strużkami się leje, A gęba nareszcie się śmieje. Już Antek zakupił dla Kingi Bardotkę z woalu i stringi Oj! Będzie się, będzie się działo, Gdy Kinga w to włoży swe ciało... Plaża, plaża, plaża obnaża, Słońce zapas zimowy wysmaża. Nóg smukłych cały las I tylko nie ma nas... Na plażę! Na plażę już czas! Plaża, plaża, plaża obnaża, Słońce zapas zimowy wysmaża. Nóg smukłych cały las I tylko nie ma nas... Na plażę! Na plażę już czas! Już czas... już czas... Już czas... już czas...