Urodziłem się chyba nad ranem, Był październik, deszczowy miesiąc, O szczegóły pytajcie mą mamę, Pozostała dokładną kobietą. Ojciec ponoć przez cztery dni Liczył wszystkie chmury na niebie, I z radości wciąż nie mógł przyjść Tak do domu, jak i do siebie. Urodziłem się też w październiku, Wojna ledwie trzasnęła drzwiami, Wokół pełno było pomników, I świetlana przyszłość przed nami. Ojciec ponoć przez cztery dni, Liczył wszystkie chmury na niebie, I z radości też nie mógł przyjść Tak do domu, jak i do siebie. Pod jednym znakiem urodzeni, Idziemy przez labirynt miast, Wciąż mamy bliżej do jesieni, Ale pozostał w oczach blask. Czasem kładziemy się o świcie, Bo zdarza się, że damy w gaz, Lecz dobrze wiemy, że to życie Zależy od nas, nie od gwiazd, Nie od gwiazd. W horoskopach nas szukaj pod Wagą, Tam jest wszystko dokładnie podane, Co nam idzie bez pudła, co słabo, Jakie mamy zdolności, lub talent. Astrologom od siedmiu boleści Przepowiednie niech idą na zdrowie, Chcecie wiedzieć, jacy jesteśmy? To spotkajmy się w barze za rogiem. Pod jednym znakiem urodzeni, Idziemy przez labirynt miast, Wciąż mamy bliżej do jesieni, Ale pozostał w oczach blask. Czasem kładziemy się o świcie, Bo zdarza się, że damy w gaz, Lecz dobrze wiemy, że to życie Zależy od nas, nie od gwiazd. Czasem kładziemy się o świcie, Bo zdarza się, że damy w gaz, Lecz dobrze wiemy, że to życie Zależy od nas, nie od gwiazd, Nie od gwiazd, Nie od gwiazd.