Piszę do ciebie mamo ten list, Z więziennych murów Oświęcimia. Teraz jest wieczór, a wichru gwizd Niesie mi Twoje święte imię. Nie mogę pisać to, co bym chciał, Bo byś zalała łzami lica, Wiem, że mnie widzisz, że mąk mych szał, Czai się teraz w Twych źrenicach. Ciała ubyło mi chyba z ćwierć, Lecz gdy duch silny, cóż to znaczy? My tutaj każdą widzimy śmierć, Która nam co dzień w oczy patrzy. Codziennie zbiórka, szkieletów tan, Zaledwie ranek mgła okrywa. Coraz liczniejszy jest więźniów stan, I coraz więcej nas ubywa. Gdy noc nadchodzi nie mogę spać. Ku Tobie wszystkie lecą myśli. Żal mi, że w bólu musisz trwać Któż Twoje łzy mi tutaj przyśle? Piszę do Ciebie mamo ten list. Z więziennych murów Oświęcimia, Niech Ci zaniesie go wiatru gwizd, Błogosławione Twoje imię. Wokół październik, chmury i deszcz. Giniemy jak liście na drzewach. Kiedyś po latach niejeden wieszcz Piosenkę o nas wam zaśpiewa. Kto z nas powróci trudno rzec. Popioły ludzkie trą w rzeszotach. I ciągle dymi ten straszny piec, Ulata duch nasz jak tęsknota. Wokół październik, chmury i deszcz. Giniemy jak liście na drzewach. Kiedyś po latach niejeden wieszcz Piosenkę o nas wam zaśpiewa. Kto z nas powróci trudno rzec. Popioły ludzkie trą w rzeszotach. I ciągle dymi ten straszny piec, Ulata duch nasz jak tęsknota.