Tam w ciszy na wzgórzu Piękno dziołcha stoi, Chociaż noc się zbliżo Łona się nie boi. Myśli o miłości, O tym co stracioła, Czymu tak się stało, Przecież wierno boła. Nie becz dziołcha, nie becz Ło twego lubego, Nie bydziesz mieć tego, Znojdzie się innego. Bo życie ucieko, A czas leczy rany, Za nim się łobejrzysz, Znojdzie się kochany. Po jej bladych licach Łzy jak grochy lecą. Idź już dziołcha do dom, Bo już gwiazdy świecą. I pamiętej o tym, Że synek z głupoty, Powie, że cie kocho, A za inną loto. Nie becz dziołcha, nie becz Ło twego lubego, Nie bydziesz mieć tego, Znojdzie się innego. Bo życie ucieko, A czas leczy rany, Za nim się łobejrzysz, Znojdzie się kochany. Za nim się łobejrzysz, Znojdzie się kochany. Nocka już się kończy, Już pomału świto, A łona tak stoi I znów siebie pyto. Czymu tak się dzieje, Że miłość, chodź piynkno, Jest niczego warto, Jak nie jest wzajemno. Nie becz dziołcha, nie becz Ło twego lubego, Nie bydziesz mieć tego, Znojdzie się innego. Bo życie ucieko, A czas leczy rany, Za nim się łobejrzysz, Znojdzie się kochany. Za nim się łobejrzysz, Znojdzie się kochany.