Urodził się, sam dzisiaj nie wie, gdzie, Nie widział słońca, ani nieba też. Ojciec mu wrogiem, mamy nie znał, więc Samotny ciągle witał nowy dzień. Dlaczego ja, tak Boga pytał się, Naprawdę skrzydeł tych nie mogę mieć? Rozłożył ręce, chyba tego chce I jego oczy mówią, leć! Raj, którego nocą pragniesz tak Jak ja, to niebo, to raj. Dalej, dalej proszę leć, proszę gnaj! Raj, którego nocą pragniesz tak Jak ja, to niebo, to raj. Dalej, dalej proszę leć, proszę gnaj! Kolejny dzień, kolejna taka noc, Kiedy pokochać go nie miał kto. A ile można modlić się o lont, Który zapłonie, kiedy chciałby on. Zalany łzami, śniło mu się, że, Że jego dusza już umie latać. Rozłożył ręce, chyba tego chce I jego oczy mówią, leć! Raj, którego nocą pragniesz tak Jak ja, to niebo, to raj. Dalej, dalej proszę leć, proszę gnaj! Raj, którego nocą pragniesz tak Jak ja, to niebo, to raj. Dalej, dalej proszę leć, proszę gnaj! Zobacz, chłopaku, za sen oddałeś życie, a więc Błagam cię, leć! Pora już na ciebie też. Ej! Skrzydlate ręce ma Bóg, Oddał je tobie za ból, Kłaniają się, abyś je założył już I poleciał, gdzie ten wymarzony... Raj, którego nocą pragniesz tak Jak ja, to niebo, to raj. Dalej, dalej proszę leć, proszę gnaj! Raj, którego nocą pragniesz tak Jak ja, to niebo, to raj. Dalej, dalej proszę leć, proszę gnaj!